Stanisław Mostowy z Żarek otrzyma Krzyż Zesłańca Sybiru.
Najbliższa sesja Rady Miasta zaplanowana na 10 kwietnia na godz. 9.00 w pierwszej części przebiegnie pod znakiem odznaczeń.
- W dniu 6 marca prezes Zarządu Okręgowego Związku Kombatantów Rzeczpospolitej Polskiej i Byłych Więźniów Politycznych powiadomił mnie, iż prezydent Lech Kaczyński przyznał prezesowi Związku Kombatantów RP i BWP Koła nr 52 w Żarkach Stanisławowi Mostowemu – Krzyż Zesłańca Sybiru – informuje Stanisława Nowak, przewodnicząca Rady Miejskiej w Żarkach.
Krzyż Zesłańców Sybiru został ustanowiony ustawą z dnia 17 października 2003 roku jako "wyraz narodowej pamięci o obywatelach polskich deportowanych w latach 1939 - 1956 na Syberię, do Kazachstanu i północnej Rosji, w hołdzie dla ich męczeństwa oraz wierności ideałom wolności i niepodległości".
Krzyż Zesłańców Sybiru jest nadawany osobom, które w chwili deportacji posiadały obywatelstwo polskie, oraz dzieciom tych osób urodzonym na zesłaniu. Może być nadawany również osobom, które więzione w łagrach, obozach i miejscach zsyłek jako obywatele polscy, w chwili nadawania im Krzyża, posiadają obywatelstwo innego państwa. Krzyż jest nadawany osobom żyjącym w dniu wejścia ustawy w życie (1 stycznia 2004).
Odznaką Krzyża jest krzyż równoramienny wykonany z metalu, srebrzony i oksydowany. Wymiar krzyża wynosi 40 x 40 mm. Ramiona krzyża są w obramowaniu. W środku krzyża na dwóch skrzyżowanych złoconych mieczach, skierowanych ostrzem w dół, umieszczona jest czerwono emaliowana tarcza herbowa z orłem według wzoru godła Polski z 1990 (w koronie). Tarcza otoczona jest z trzech stron zerwanym łańcuchem. Na odwrotnej stronie Krzyża, na środku, umieszczony jest dwuwierszowy napis: ZESŁAŃCOM / SYBIRU.
Krzyż zawieszony jest na zielonej wstążce szerokości 40 mm z pionowym biało-czerwonym paskiem pośrodku o szerokości 18 mm. Krzyż nosi się na lewej stronie piersi po innych odznaczeniach państwowych.
(przygotowała: Katarzyna Kulińska-Pluta, fot. Internet)
Poniżej informacje o Stanisławie Mostowym.
Artykuł z dnia 21 października 1994 z Trybuny Śląskiej, autor: Janusz Strzelczyk
Z Ukrainy przez Kazachstan, Berlin do Polski…
Drugie danie dla przewodnika
Stanisław Mostowy nauczył się mówić po polsku dopiero w I Dywizji im.T. Kościuszki „Byliśmy polską rodziną, żyjącą od pokoleń na Ukrainie w okolicach Kamieńca Podolskiego. Zostaliśmy zruszczeni, chociaż nigdy nie zapomnieliśmy kim jesteśmy. Zawsze też byliśmy uważani za Lachów”. Po I wojnie światowej wschodnia granica odrodzonej Rzeczypospolitej nie sięgnęła do gospodarstwa Mostowych. Przyszło żyć tak blisko, a przecież tak daleko od Polski.
Rewolucyjne wrzenie powoli uspokajało się. Chcąc nie chcąc zostali obywatelami nowego państwa, Związku Radzieckiego. Było biednie, ale jakoś można było wyżyć. Mały Stanisław zaczął chodzić do szkoły; - o Polsce dowiadywałem się tam, że to kraj panów. Razem z innymi dziećmi śpiewałem piosenki o dzielnej konnicy Budionnego, która pogoniła Piłsudskiego. Nie wiedziałem o bitwie warszawskiej za to słuchałem opowieści o poległych rewolucjonistach w Polsce.
W połowie lat 30. zaczęły się dziać na Ukrainie coraz gorsze rzeczy przymusowa kolektywizacja, walka z kułakami. Jeszcze wierzyli, że pozostaną na miejscu. Przecież nie sposób było nazwać ich bogaczami.
W 1936 przyszedł jednak czas na Mostowych i inne polskie rodziny. Dla nich nie było tam miejsca. Polski element blisko granicy z Rzeczypospolitą był według stalinowskiej polityki zbyt niebezpieczny. Wydany ukaz nie pozostawiał wątpliwości. Zabrać co się da z dobytku i ładować się do towarowego wagonu. Trzytygodniowa podróż w nieznane. - Zatrzymaliśmy się w stepie - wspomina pan Stanisław - Kazachstan. Kilka niedokończonych lepianek. Powiedzieli nam że ta osada nazywa się Andriejewka i ma nr 19. Używaliśmy potem tylko numeru. Jak tu przeżyć? A zima była blisko.
Do najbliższych kazaskich wiosek było 40-60 km. Na szczęście Kazachowie okazali się ludźmi życzliwymi. Kiedy dowiedzieli się o przybyszach zaoferowali im pomoc. - Przywieźli nam drewno na opał, bo wokół nas jak okiem sięgnąć było pusto. Na następną zimę już wiedzieliśmy jak się przygotować. Nauczyli nas jak latem robić z krowiego łajna coś w rodzaju torfu. Suszyliśmy takie „cegły” w pryzmach i mieliśmy czym palić w piecach. Jedna z pierwszych polskich wiosek na Kazachstanie. Pracowali w kołchozie - żyliśmy tak z dnia na dzień, bez wiadomości, co się dzieje w świeci. O tym że wybuchła wojna dowiedzieliśmy się wiele miesięcy później. Dopiero wtedy, gdy do nas przybyły pierwsze transporty Polaków wywiezionych z terenów zajętych przez Armie Czerwoną. W 1941 w naszej maleńkiej chatce żyły już trzy rodziny. Oprócz nas czworga, jeszcze jedna polska rodzina i Gruzinka z Tbilisi z mężem Niemcem. Jej „winą” był mąż. Pamiętam jak opowiadała o swoich operowych koncertach. W mieszkaniu gdzie była tylko kuchnia i jedna izba, spaliśmy na podłodze pod ścianami.
Wieś zrobiła się nagle międzynarodowa. Trafili tu Estończycy, Litwini, Łotysze, Polacy, Niemcy, Gruzini … Echa wojny docierały do Andriejewki z rzadka - do armii powoływali w tym okresie tylko pewny element, przodowników pracy. Niektórzy wracali ranni z frontu i byli bohaterami. W drugim roku wojny radziecko - niemieckiej dla Stanisława Mostowego znów nadeszły zmiany - tacy jak ja nie mieli jeszcze szansy zaciągnięcia się do armii Andersa. Byłem przecież nie z przedwojennej Polski. Za to o młodzieńca dopytywali się władze. Otrzymał rozkaz zgłoszenia się do kopalni węgla w Karagandzie.
Praca był strasznie ciężka, a wyżywienie żałosne. Na obiad nieustannie rozwodniona zupa ogórkowa. Tylko ten, kto przekroczył 100% normy mógł dostać drugie danie: kartofle i kawałeczek mięsa. Pewnego dnia w kilku postanowili uciekać. Był grudzień, mrozy sięgały 50 stopni Celsjusza – do domu miałem ponad 300 km. Próbowałem jechać pociągami z węglem. Ale pociągi były kontrolowane. Za radą miejscowej ludności i z jej pomocą wędrowałem więc pieszo. Udało się trochę symulował chorobę nogi żeby uniknąć aresztowania.
Wreszcie w 1943 roku przyszło powołanie do wojska. To było, jak się okazało armia Berlinga. Sielce nad Oką. Szkolenie bojowe i nauka języka polskiego - zostałem celowniczym moździerza w II Pułku Piechoty i Dywizji im. Tadeusza Kościuszki. Bitwa pod Lenino – szczęśliwie przeżył. I dalej z frontem na przód. Do Polski. Szedłem do kraju, który był moją ojczyzną. Ale gdzie właściwie ta moja ojczyzna? Wszyscy bliscy tysiące kilometrów w odwrotnym kierunku. W Polsce nie miałem nikogo z bardzo rzadkich, ocenzurowanych listów dowiadywał się, że w domu panuję głód. We wsi ludzie masowo umierają.
We wrześniu 1944 stanęli nad Wisłą. Po drugiej stronie płonęła Warszawa, stolica ojczystego kraju, w którym był pierwszy raz w życiu. Desant Kościuszkowców na drugi brzeg - do dziś pamiętam jak odebraliśmy meldunek od chłopaków z tamtej strony. Już byli bez szans. Niemcy napierali. Nasi prosili, żeby skierować ogień artylerii na nich. Ale jak tu bić w swoich. Dowódca odmówił.
Stanisław Mostowy skończył kampanie wojenną w Berlinie. Jednostkę wycofano pod Warszawę – byłem w swoim kraju, ale bez swojego miejsca dostałem nareszcie od Rosjan „bumagę” że jestem wolny, już nie przypisany do jednego miejsca. Mogłem wracać do Kazachstanu, ale dowódca mnie przestrzegł, że mogą mnie bez żadnych powodów posłać na Syberię. Do jednostki przyszli nowi żołnierze. Zaprzyjaźniłem się z niektórymi. Jeździłem do nich na przepustki. Tak trafiłem do Żarek do Kazachstanu mógł pojechać dopiero w 1956. Matka już nie żyła.
06
KWI
2007
1809
razy
czytano